Zakończenie sezonu z 4 Success

Udostępnij
Facebooktwitterpinterestlinkedin

 

Poranek - Nekielka

 

Kiedy szykowałem się powoli do zakończenia sezonu z myślą o kameralnej zasiadce, nie sądziłem, że przyjdzie mi wystartować jeszcze w tym roku w jakiś zawodach. Wiadomość nadeszła od właścicieli Expert Karpia, z którymi współpracujemy. Padło pytanie czy mamy ochotę na udział w kończących sezon zawodach 4 Success? Po krótkim namyśle i zweryfikowaniu terminów, postanowiliśmy z Adamem spróbować sił bez względu na pogodę, która jak wiadomo, pod koniec października bywa kapryśna. Jako, że formuła zawodów przewidywała łowienie metodą rzutową, zaczęliśmy rozważać czy posiadany ekwipunek sprosta tym wymaganiom. Poszukiwania sprzętu rozpocząłem od pytania skierowanego do znajomego czy nie pożyczyłby swoich wędek, do łowienia z rzutu? Niestety dowiedziałem się tylko, iż kobiet, samochodów i wędek się nie pożycza, więc nie polemizując z tym stwierdzeniem postanowiłem zaopatrzyć się w odpowiedni sprzęt samodzielnie, mając już na uwadze, wędkarskie plany na przyszłość

W dzień rozpoczęcia zawodów losowanie odbyło się sprawnie i Adam wylosował nam stanowisko nr 32 (podobno dobre).

 

stanowisko32 stanowisko

 

Po rozjechaniu się na swoje miejsca, przystąpiliśmy do sondowania dna i markerowania w nieustająco siąpiącym deszczu. Ekip zgłoszonych było kilkanaście, co przy tej wielkości łowiska dawało dostateczną ilość miejsca, aby każdy mógł łowić spokojnie i bez zgrzytów. Niestety nasi koledzy z prawej strony uznali jednak, że nasz marker jest źle postawiony i z ich perspektywy powinniśmy łowić gdzie indziej. Spór okazał się na tyle duży, iż nie obyło się bez interwencji sędziego i jego interpretacji zaistniałej sytuacji :). Adam trochę poddenerwowany (gdyż kompromis strefy łowienia zaproponowany przez sędziego burzył jego koncepcje), przystąpił do przygotowywania zanęty już na trzy dni. Ponieważ zna się na tym naprawdę dobrze, zamknął się w namiocie i jak stary alchemik, zaczął ważyć nad wiaderkiem i czajnikiem tajemnicze mikstury i wywary mające przyciągnąć karpie w nasze łowisko. Przed zawodami przygotował też parę kilogramów świeżych i pachnących kulek squidowych, czyli naszego Kaligulę.

 

Zaneta - Nekielka

 

Tak zaopatrzeni w pasze dla ryb zaczęliśmy nęcić spombem, niestety nie bez problemów. A to plecionka się splątała, a to spomb zatonął i się zerwał itd. itp. Wstępne założenia co do łowienia też musiały zostać zweryfikowane, gdyż pomimo szczerych chęci i dobrego sprzętu nie potrafiliśmy osiągnąć założonych odległości i łowić blisko wyspy w strefie naszego stanowiska (około 140-160 m). Znaleźliśmy wtedy głębszy rów na odległości 90-110 m biegnący w poprzek i tam zaczęliśmy nęcenie w myśl zasady: „ jeśli nie może przyjść góra do Mahometa, to Mahomet musi przyjść do góry”. Później dorzuciliśmy dywanowo parę kilogramów kulek Kaliguli i zmachani po pierwszym dniu poszliśmy spać.

Godzina 5-ta, minut trzydzieści, kiedy pobudka zagrała….. i na kiju Adama zaczepił się 12 kg karpiszon. To oczywiście kulka squidowa zapracowała zarówno w łowisku, jak i na włosie czego efektem był właśnie wspomniany karp.

 

zestaw z Kaligulą 12,02 kg - Nekielka

 

Co do tej przynęty nie mieliśmy wątpliwości, gdyż już na początku sezonu ekipa z Expert Karp z Adamem B. w roli głównej, udowodniła skuteczność tego smaku na łowisku w Nekielce. Z lepszymi humorami rozpoczęliśmy dzień i dyskusje nad dalszą taktyką.

W międzyczasie zakopaliśmy topór wojenny z ekipą z prawej strony, wychylając wspólnie parę kieliszków i prezentując używane przez nas sprzęty. Niestety zmienność pogody spowodowała, że ryby pływały tam gdzie wiatr zawiał i stanowiska na przeciwległym brzegu mogły się cieszyć z wielu brań, w przeciwieństwie do naszej strony.

Dzień szybko minął. My jednak nie próżnowaliśmy i próbowaliśmy zachęcać ryby różnymi smakami z naszego menu: Carycą, Hannibalem, Barbarossą, Montezumą,Attylą, lecz niestety w wodzie cały czas była cisza.

 

Montezuma Hannibal Barbarossa Attyla

 

Po popołudniowej drzemce, zjedzeniu kolacji, chwyciliśmy szklany bilet wstępu i udaliśmy się dwa stanowiska dalej, na małą pogawędkę, która przerodziła się w fajną imprezkę gdzie królowały kopytka wykonywane przez Marcina z Lemura i Sashe z Expert Karp 🙂

 

Kopytka1 Kopytka2  Kopytka3Kopytka4

 

Objedzeni po pachy, wypici obficie, wyśpiewani, uchachani, jednym słowem z pieśnią na ustach udaliśmy się do swoich kwater na spoczynek. Noc przebiegła niestety spokojnie i nawet jeden pik nas nie obudził.

W piątek nadjechały posiłki z naszej ekipy w postaci Patrycji i Mariusza. Tym razem większym gronem udaliśmy się na imprezę „Gotuj z Lemurami” niosąc w darze wodę ognistą. Tego wieczora, w menu królowały pierogi z mięsem, do których sama Geslerowa nie mogłaby się przyczepić :)… MNIAM MNIAM.

 

Pierogi1 Pierogi2 Pierogi3

 

Podczas tej wizyty na stanowisku u Expertów, dowiedzieliśmy, iż Ja jestem podobny do Wojciecha Młynarskiego, następnie kto jest polskim klubem a kto nie, kto łowi na przeciwległym brzegu i dlaczego, jak wymawia się poprawnie nazwę „AJVAJDER”? Były także tańce, śpiewy, kiełbaski podsuszane pod parasolem, i ogólnie wiele się działo oprócz łowienia 🙂

 

Kielbasa

 

Wracając na nasze stanowisko zatrzymaliśmy się na moment nad moimi sygnalizatorami i rozpocząłem tłumaczenie Mariuszowi zasady ich działania. Wtedy to rozpoczął się wyjazd na jednej z moich wędek. Początkowo myślałem, że to koledzy robią mi kawał, a oni , że może to ja coś grzebię przy wędkach, lecz po kilku sekundach zaciąłem i jest….. 10 kg szczęścia do kolekcji ląduje w kołysce.

 

10 kg- Nekielka

 

Szybko przerzuciłem zestaw, donęciłem z kobry naszym Kaligulą i podjarany poszedłem spać, nie wiedzieć czemu majstrując jeszcze przed pójściem do łózka coś przy centralce co bardzo się później zemściło.

Nockę przespałem spokojnie, lecz nad ranem wychodząc z namiotu zauważyłem, że swinger na wędce z Czyngis Chanem na włosie jest opuszczony maksymalnie do dołu. Zaciąłem, lecz niestety okazało się, że żyłka została przetarta i zerwana. Okazało się, że nie usłyszałem brania, bo sygnalizator był wyciszony, a moje grzebanie w centralce przed snem ustawiło tryb samych wibracji, które niestety nie obudziły nikogo z nas. Nauczka na przyszłość 🙂

Szybko założyłem nowy zestaw końcowy, wyrzuciłem kulkę Czyngisa w to samo miejsce i zaczęliśmy zwijać pozostałe wędki. Okazało się to trafnym pomysłem, gdyż wszystkie były poplątane i bez szans na rybę. Tak więc tej nocy łowiła tylko jedna wędka, której brania w dodatku nie mieliśmy jak usłyszeć. Ryba weszła nam w łowisko zwabiona przysmakami serwowanymi przez Adama, lecz niestety nie udało nam się tej okazji wykorzystać na maksa. Trochę zasmuceni obrotem sprawy cały dzień spędziliśmy na leczeniu kaca i czatowaniu przy wędkach na branie. Nie doczekaliśmy się niestety żadnego, dobrze że choć pogoda była fantastyczna. Za to w nocy około 3-ciej Adam ma znowu wyjazd na wędce z Kaligulą w roli głównej i po krótkim holu ładna 9-tka ląduje na macie.

 

9 kg - Nekielka

 

W zawodach liczyły się 4 największe ryby do klasyfikacji ogólnej więc podsumowując ostatecznie te zawody mogły być do wygrania gdyby nie tajemniczo zerwana ryba. Co nie zmienia faktu, że zajęcie trzeciego miejsca w finałowym podsumowaniu trzech naszych ryb ucieszyło nas podwójnie.

 

III miejsce 3cie miejsce

 

Nie pamiętam abym uczestniczył kiedyś w zawodach, w których integracja na brzegu pomimo zmiennych warunków pogodowych, przebiła emocje towarzyszące temu co działo się w wodzie. Unikalną atmosferę zawdzięczaliśmy Gospodarzowi imprezy nad brzegiem, a zarazem Strażnikowi łowiska Adamowi Brzozie, który skutecznie dbał o humory wszystkich zawodników do samego końca. Pozdrawiając wszystkich, z którymi miałem przyjemność jeść i pić i łowić, życzę wszystkim równie fantastycznej atmosfery i dystansu do tego sportu w następnych sezonach.

 

gsopodarze i goscie

 

– Pawel

 

Obserwuj nas
Facebookpinterestinstagram