Zasiadka Uljanki – Ukraina maj 2018

Udostępnij
Facebooktwitterpinterestlinkedin

Wizytę nad tym 22 ha zbiorniku planowałem już w zeszłym roku, lecz niestety nie doszła ona do skutku. Ze względu na dużą ilość zawodów rozgrywanym na tym najbardziej popularnym łowisku na Ukrainie, jedyny możliwy termin zaproponowany przez kolegów z teamu Invaders z Kijowa wypadał na koniec maja. Zaakceptowałem go bez żadnych zastrzeżeń, a ze względu na dobre połączenie lotnicze Poznania z Kijowem już wcześniej zarezerwowałem sobie bilety w dobrej cenie. Nie wziąłem jednak pod uwagę, iż termin zbiegnie się z finałem Ligi Mistrzów rozgrywanym właśnie w Kijowie, co skutkowało wesołym towarzystwem, śpiewami i huczną zabawą podczas całego lotu i pobytu na lotnisku za sprawą fanów z Liverpoolu.

Jak już wspomniałem, miałem znaczne ułatwione zadanie, gdyż koledzy z Kijowa zarezerwowali stanowisko, odebrali mnie z lotniska i wyposażyli w niezbędny sprzęt. Podczas tej zasiadki testowaliśmy nowe kije ze stajni Orient Rods – Venus V2, oraz nowe rozwiązania zestawów końcowych. Ja z Polski wziąłem kilka pojemników kulek haczykowych i pop upów, opierając taktykę na sprawdzonych metodach z trochę dłuższym włosem, niż ten który używaliśmy podczas zawodów na jeziorze Krichevichi.

Ze względów logistycznych dotarliśmy na łowisku w sobotę o 2-giej nad ranem i po rozbiciu obozowiska w ciemnościach poszliśmy spać. Rano zmęczeni poprzednim dniem zmontowaliśmy pierwsze zestawy i posłaliśmy je do wody. Przed łowieniem ustaliliśmy jednak, iż każdy z nas ma po dwie wędki (można używać 4 na osobę) i łowimy w jednej, nęconej strefie stawiając na rywalizację pomiędzy używanymi przynętami i zestawami końcowymi. Chalenge opiera się na Big fishu.

Gdy wyrzuciłem swój pierwszy zestaw z Czyngisem i Cesarem na włosie, po minucie nastąpił odjazd i pierwszą rybę holuję zaskoczony, ale zadowolony. Kolega Oles spokojnie uświadamia mnie, że tutaj ryby nie dają pospać i raczej męczą karpiarzy niemiłosiernie. Po długim holu pierwszy karp 13 kg ląduje w podbieraku. Dobry początek, pomyślałem sobie.

Niestety, to co dobre, szybko się kończy i cały dzień nie doczekaliśmy się już brania. Gdy przyjechał odwiedzić nas kolega Siergey, wziął wędkę i przerzucił jeden zestaw na dalszą odległość, po odłożeniu jej na podpórki nastąpiło branie i żyłka wyjeżdżała ze szpuli w szybkim tempie. Niestety ryba spięła się i nie zobaczyliśmy nawet jakiej była wielkości.

Pod wieczór, jedząc kolację, na drugim moim kiju jest niemrawe branie z Carycą i Attylą w roli głównej,  zacinam pomimo to  i czuje iż coś niemałego siedzi na końcu zestawu. Podczas holu zebrało się paru gapiów, bo uświadamiam sobie iż faktycznie tylko u nas coś się działo podczas tej  soboty, gdy inne stanowiska milczały. Po kilkunastu minutach przepiękny, ponad 17 kg karp ląduje w kołysce. Szybka sesja i do wody.

Następne branie nastąpiło o północy, znowu na zestawie z Carycą i Attylą. Hol jednak był krótki i łatwy, gdyż amur który połakomił się na moje specjały obudził się dopiero jak  był już w podbieraku. Musiał jednak poczekać w worku na sesje zdjęciowa do rana. Oles też miał na swój zestaw pół godziny później jedno branie, ale karaś około 2 kg nie liczył się do naszej rywalizacji 🙂

Niedziela to jednak nie był mój dzień, cały spędziłem na przerzucaniu zestawów i lekkim nęceniu.  Tylko Oles holował karasia za karasiem (zgromadził ich 5 sztuk), oraz zaliczając trzy brania na swoje zestawy z maluśkim 8 mm popkiem na końcu. Dwie ryby udało mu się wyholować, jedna niestety przerwała przypon.

Amur 10 kg

oraz karp 15 kg, który mocno zbliżył się do mojego wyniku big fisha.

Oles odzyskał wiarę w swoje zestawy i z entuzjazmem montował nowe, kiedy ja zacząłem lekko się już denerwować co jest nie tak? Podczas niedzieli, odwiedził nas też gospodarz łowiska gratulując połowów, gdyż na całym akwenie łowiono pojedyncze ryby i tylko takie do 14 kg, co przy naszych wynikach stawiało nas jako liderów „weekendu Uljanek” 🙂

Kończące się w piątek, przed naszą zasiadką, tygodniowe zawody, rozpoczęte tarło na wodzie, do tego pełnia księżyca oraz wschodni wiatr nie dawały perspektyw na osiągniecie rewelacyjnych wyników, które mieliśmy zamierzone przed zasiadką. Musieliśmy się cieszyć z tego co osiągneliśmy do tej pory i mieć nadzieję na zbliżającą się noc…

Niestety noc, okazała się mroźna i spokojna, bez najmniejszego „pika”. Gdy w poniedziałek, nad ranem pakowaliśmy się do odjazdu i zostały nam już tylko do spakowania wędki, na mojej znowu z Carycą i Attylą jest odjazd i rozpoczyna się długa i emocjonująca walka z pięknym i silnym sazanem, który walczył tak zaciekle, iż zbiegli się sąsiedzi z kilku stanowisk zobaczyć co to za ryba tak zamiata po wodzie? Nie był to może wielki karp, ale naprawdę waleczny i ładny.

Reasumując podczas wyjazdu udało mi się złowić lustrzenia, sazana i amura. Największą rybą weekendu na całych Uljankach okazał się mój karp złowiony na bezkonkurencyjną Carycę, podbitą połową popka Attyli 🙂

Woda fajna, zasiadka fajna, testowane kije Venus V2  pokazały swoją moc i pomimo właściwości rzutowych jak zwykle na najwyższym poziomie dawały również przyjemność podczas holu. Czego chcieć więcej?…. 🙂

Dziękuje kolegom z Ukrainy za gościnność, pyszne jedzenie i rozmowy nie tylko o rybach 🙂

Do zobaczenia nad wodą…….

Obserwuj nas
Facebookpinterestinstagram