
Większość wędkarzy, ma podobne doświadczenia z początkiem swojego hobby. Za młodu ktoś zabrał ich na ryby, i ten pierwszy raz zapoczątkował wielką pasję, która jest czymś więcej niż tylko przysłowiowym moczeniem kija. Podobnie było ze mną i kolegami z mojego teamu karpiowego. Mając niecałe 10 lat, chodziłem ze starszym bratem nad pobliską rzekę na płocie i szczupaki. Po kilku latach to ja, zabierałem swojego młodszego brata na ryby, i zaszczepiałem w nim wędkarstwo. Tak minęło kilka lat na łowieniu w pobliskich zbiornikach, borykaniu się z brakiem sprzętu i pieniędzy na niego, który to brak, w żadnym stopniu nie zniechęcił nas do wędkowania. Pewnego dnia w prasie wędkarskiej, zobaczyłem sposób montowania zestawu włosowego, i z uśmiechem na twarzy uznając, że to chyba się nie uda, zmontowałem podobny zestaw, z jakiejś plecionki służącej do łowienia. Pojechałem na nowo odkrytą wodę komercyjną wraz ze swoim bratem, założyłem na włos kilka ziaren kukurydzy i po kilku godzinach, wędka zaczęła się mocno wyginać. Oczywiście nie miałem pojęcia, co to jest sygnalizator, albo wolny bieg w kołowrotku. Na szczęście szybka reakcja pozwoliła mi wyholować pierwszego w życiu amura!. Miał może ze 2 kg, ale szczęście było niezmierne. Tak minęło kilka lat, na dopracowywaniu zestawów, kupowaniu coraz to lepszego sprzętu, i poznawaniu nowych wód. Zrobiłem także kartę wędkarską, która uprawniała mnie do wędkowania na pobliskiej wodzie PZW, jaką jest Ferdynandów i to tu właśnie, poprzez wspólną pasję, zaczęła tworzyć się nasza paczka.
Ferdynandów jest wodą, na której łowił mój starszy brat i wuj więc coś już o niej wiedziałem, ale były to głównie historie, o ogromnych szczupakach i węgorzach, a nie konkretne informacje na temat karpi. Tak więc, siadając po raz pierwszy nad tą wodą nie wiedziałem nic. O dziwo na pierwszej wyprawie udało się złowić 2 pierwsze karpie, jak się potem okazało z niedawnego zarybienia, ale było to napędem następnych zasiadek. Szybko okazało się, że nie tylko jak szukam na tej wodzie karpi, i tak na kolejnej zasiadce poznałem Tomka. Po kilku owocnych zasiadkach, dołączył do nas Bartek, co razem z moim młodszym bratem Kubą, dawało nas już czterech. Wyprawy na cypriniusy stały się coraz ciekawsze, wymienialiśmy się doświadczeniami, sprzętem, kulkami, wszystko po to, żeby przechytrzyć te największe i najstarsze ryby. Szybko okazało się, że woda jest bardzo trudna i chimeryczna więc po kilku zasiadkach bez pika, zaczęliśmy rozmyślać co dalej. Minęło już kilka lat, od pierwszej zasiadki nad naszą ulubioną wodą, a my nadal zbieramy doświadczenie na jej temat, i wiemy już na pewno, że zasiadka o blanku to nic dziwnego w tym miejscu, ale, że przyjdzie dzień, w którym karpie włączą swoje żerowanie i wszystko się zmieni.
Niestety jak większość wód PZW, tak i nasza woda, boryka się z problemem dużej presji wędkarskiej. Większość wędkarzy to typowi „mięsiarze”, którzy nie przepuszczą żadnej rybie. Dlatego postanowiliśmy, że skoro zebrała się tak zgrana ekipa, to możemy wspólnie działać na rzecz polepszenia rybostanu nad wodą. Organizujemy zarybienia, sprzątamy łowisko, czyścimy stanowiska. Jako Społeczna Straż Rybacka dbamy o limity połowów, zapobiegamy kłusowaniu.
Podsumowując, myślę, że żadna metoda łowienia, tak nie brata ludzi jak karpiowanie. Dzięki temu, jesteśmy w stanie zmieniać mentalność ludzi, i nauczyć ich, że ryba to nie tylko mięso. Możemy wspólnie działać na rzecz naszych wód, by z roku na rok, były coraz piękniejsze i co raz bardziej rybne!
Ze spraw technicznych: Ferdynandów to 5 hektarowa woda po żwirowa, otoczona z jednej strony gęstym lasem, z drugiej polami. Brzegi mocno porośnięte trzcinami, w których dom znalazło wiele zwierząt, takich jak łezki, łabędzie i rzadko spotykany orzeł błotny oraz bąk. Wiosną na wodzie można oglądać spektakle godowe, owych mieszkańców, urozmaicające nasz pobyt nad wodą. Średnia głębokość wynosi około 2 metry, ukształtowanie dna równe. Przez środek zbiornika przechodzi rów, który kiedyś służył do odprowadzania wody. Staw można podzielić na dwie części: jedna jest bardziej mulista, węższa i bardziej zarośnięta moczarką, na drugiej stronie jest więcej miejsc ze żwirowym dnem. Woda bardzo czysta, przejrzysta. Z racji tego, że staw jest latem bardzo zarośnięty moczarką, łowienie na nim nie jest proste. Często chcąc zamoczyć przysłowiowego kija, trzeba się najpierw przygotować na ciężka pracę oczyszczenia miejsca. Jest to jednak istny raj dla ryb, i wszelkich żyjątek zamieszkujących tę wodę. Choć początkowo, każde nasze zasiadki wiązały się z czyszczeniem łowiska, była to jednak syzyfowa praca, bo moczarki na wycięte miejsce, wyrastało jeszcze więcej. Nie pozostało nam więc nic innego, jak nauczyć się łowić w takich warunkach. Podwodny las i woda pełna pokarmu sprawia, że złowienie karpia bądź amura, to nie lada wyzwanie. Kilka lat spędzony nad tą wodą, pozwoliło nam jednak dobrać się do tych największych i najpiękniejszych.


Karp Tomek, największy karp złowiony na Ferdynandowie na pierwszym zdjęciu 12.900. Półtora roku później, już prawie 14 kg



Typowe „czarnuchy „ z Ferdynandowa


Najlepszych ludzi poznaje się nad wodą!!
-Wojtek
Obserwuj nas