
W drodze na wyprawę nie podejrzewałem, że będzie to aż tak długa noc. Zaplanowałem zasiadkę na 24 godziny, mając w planach wypróbować moją konkursową nagrodę, czyli kulki Attyla. Łowić zacząłem wieczorem, dłuższy czas po rozbiciu obozowiska.
Miejsce, o którym mowa to jedna z nielicznych wód na Mazowszu, gdzie lubię spędzać wolny czas i karpiować. Zbiornik wodny powstał na skutek wybierania żwiru więc można powiedzieć, że to żwirowania, która przeobraziła się w bardzo przyjazną dla karpiarzy wodę. Stanowiska wyposażone są w prąd, zaplecze sanitarne oraz bazę hotelową. Dla rodzin z dziećmi, oprócz innych atrakcji, jest przepiękny plac zabaw. Nic dodać nic ująć tylko wypoczywać.
Przed rozpoczęciem łowienia okazało się, że przyjechali też koledzy, których bardzo dawno nie widziałem. Jak łatwo się domyślić to była przyczyna, dla której wywózkę pierwszego zestawu zrobiłem dopiero po dwóch godzinach po rozłożeniu sprzętu.
Pierwszy zestaw ląduje w wodzie. Zacząłem przygotowywać drugi-kulki na włos, wędkę na poda, nagle pierwsza wędka swinger mocno w dół. Zacięcie. Początkowo nie czuję nic! Nagle mały opór, zaczynam kręcić korbką, jakby „skarpeta” i przy brzegu okazało się odjazd za odjazdem. Walka z silnym amurem trwała około 20 minut. W końcu jest. Trafia do podbieraka. Piękny !
Wyjmuję go na matę do ważenia. Co?! 11.500. Nie do wiary. Banan na twarzy.

Amur po reanimacji wraca do wody, a ja zabieram się za wywózki, bo przecież żadna wędka aktualnie „nie łowi”.
No dobrze zestawy w wodzie – czekam.
Znowu swinger w dół, zacięcie. Czuję opór, to musi być karp. Hol, kręcę kręciołkiem, idzie całkiem dobrze. Karp ląduje w podbieraku. Szybkie ważenie tym razem równe 9 kg.


Znowu wywózka. I znowu oczekiwanie.
Czas mija naprawdę szybko. Dobre towarzystwo, długie rozmowy o tym, kto gdzie był, a gdzie ma zamiar pojechać w przyszłym sezonie. Jest już grubo po pierwszej w nocy. Idę spać. Centralka jak zwykle blisko ucha.
Coś pika. Śpię. Znowu pik, pik, pik.
Zaskoczyłem, że to branie. Wychodzę, a raczej wypadam z namiotu – faktycznie to u mnie. Sprawa jasna, kij do góry, czuję opór od samego początku. Hol idzie jakoś ciężko. Już go widzę. Karp. Tylko dziwnie odjeżdża mi na prawą stronę-myślę zaspany. Pakuje się w krzaki. Nie mogę na to pozwolić. Więcej siły, ale on znowu odjeżdża w prawo, co jest!
W pewnym momencie widzę koło siebie kolegów ze stanowiska obok. Sprawa jest już jasna. Ryba wpłynęła w ich zestaw i byli przekonani, że to ich ryba, ale nic bardziej mylnego przecież ja łowię na „ Attylę”. Koledzy popuszczają żyłkę, wygląda to dobrze. Szybko udaje się nam odczepić zestaw. Karp ląduje w podbieraku, odczepiam sztyce i podnoszę rybę do góry.
Co jest? Nie mam siły, jeszcze raz hop do góry. O rany, ale ciężki. Szybko kładę go na matę. Oceniam – naprawdę duży. Patrzę na zegarek jest 3.45 w nocy. Decyzja ryba do worka, rano sesja i ważenie, teraz czas spać.
Obudziłem się około 7.30. Kawa gdzie jest kawa! Jest, uff. Przypominam sobie, co się stało w nocy. O rany karp czeka w worku!
Koledzy już kręcą się wokół namiotów, wołam ich żeby przyszli i wspólnie ważymy i fotografujemy pięknego karpia 18.100 – moje PB.

Attyla „Mały ojciec” wódz Hunów, zwany również „Biczem Bożym” pokazał, na co go stać. Truskawka-ryba zrobiła robotę i w roku 2015 podbiła tę wodę.
Połamania.
-Kamil
Obserwuj nas