Na początku sezonu żaden z nas nie przypuszczał, że wystartujemy w największych zawodach karpiowych na świecie, rozgrywanych na ogromnym, kraterowym jeziorze Bolsena we Włoszech. Przygodę kolegi Adama i moją zainicjowały zawody wygrane w maju 2014 na jeziorze Dobro Klasztorne. Kameralne współzawodnictwo zorganizowane zostalo przez Stowarzyszenie Sportowe Pobiedziski Klub Karpiowy pod nazwą ,,Maraton Karpiowy”. Łowiliśmy na niechcianym stanowisku 27, które choć biwakowo było super, nie cieszyło się dobrą sławą przy połowach. Jest to tzw. woda domowa więc mieliśmy ją rozpoznaną do perfekcji, i wiedzieliśmy na jakich stanowiskach można połowić, a na jakich ciężko o rybę. Jednak udało nam się złowić sporo ryb i tym samym zdobyć dużą przewagę nad zespołem, który stanął na drugim miejscu na podium. Pod koniec maja, gdy emocje po naszej wygranej już opadły, postanowiliśmy wraz z Adamem, że wystartujemy w eliminacjach do WCC 2014, które miały odbyć się właśnie na tej wodzie. Mieliśmy szczęście gdyż okazało się, że jedna z drużyn zrezygnowała ze startu i pojawił się wakat. Szybkie pakowanie i jesteśmy znowu nad wodą. Do losowania podchodzę ja i tutaj uśmialiśmy się bardzo, gdyż wyciągnąłem karteczkę z cyfrą 27 🙂 Uznaliśmy to za znak. Stanowisko to samo , pogoda taka sama, no i taktyka została bez zmian. Tak jak i poprzednie zawody, te wygraliśmy z ok. 100 kg przewagą nad drugą drużyną (aktualnymi mistrzami WCC 2014) i tym samym zapewniamy sobie miejsce na starcie do WCC 2014.
Byliśmy bardzo szczęśliwi z drugiej pod rząd wygranej. Szybka narada i uzgodnienie urlopu w pracy, decydujemy się na start w gronie innych drużyn z Polski. Przygotowań nie było końca, a czas leciał jak szalony. Robiliśmy wszystko co w naszej mocy aby dowiedzieć się jak najwięcej o tej wodzie. Wiedzieliśmy tylko, że jest wielka, głęboka i żyją w niej piękne, złote pełnołuskie dzikusy. 26-tego września ruszyliśmy w trasę. Zastanawialiśmy się nad wyborem trzeciej osoby do naszego zespołu, ponieważ regulamin uległ zmianie i teraz jedna drużyna może składać się z trzech osób łowiących. Wybór nie był przypadkowy, i postanowiliśmy zaproponować start koledze Rafałowi z klubu karpiowego Pobiedziska. W tym miejscu muszę napisać, że wniósł do ekipy dużo pozytywnej energii i kreatywnych rozwiązań.
Droga do Włoch przebiegała bez problemów, a my mieliśmy dużo czasu na rozważania o tym, co nas może czekać na miejscu.
Nad Lago di Bolsena przyjechaliśmy o 3 rano w sobotę, i zatrzymaliśmy się na specjalnie przygotowanym pod zawody polu kempingowym. Na wybranym przez nas miejscu można było swobodnie rozbić swoje namioty. Popołudniu odbyła się rejestracja zawodników i sprawdzenie wszystkich niezbędnych dokumentów w tym ubezpieczenia. Następnie losowaliśmy numerek, który oznaczał kolejność losowania stanowisk. Wylosowałem nr 35, z którego byliśmy zadowoleni, ponieważ oznaczał, że nie będziemy musieli długo czekać na swoją kolej przy losowaniu.
Wracając do swojego obozowiska zauważyłem, że nasz samochód jest zaparkowany przy alejce z nr 35 – pomyślałem wtedy, że kto wie, może to jakiś dobry znak?
Oficjalne rozpoczęcie zawodów odbyło się w niedziele popołudniu, przemarszem flag wszystkich krajów wąską uliczką na rynek, a następnie wszyscy udali się na ceremonie otwarcia do kościoła. Jako pierwsza drużyna do losowania podeszła Polska ekipa ,,Wind Carp Team” losując sektor SHIMANO, stanowisko nr 54. Jest to miejsce zeszłorocznych mistrzyń świata. Można było sobie tylko wyobrazić jak się cieszyli. Parę ekip losujących przed nami nie miało szczęście w wybieraniu, i na przykład Karol, Paweł i Marcin wylosowali skrajne stanowisko o numerze 1. Ich miny mówiły same za siebie. Przed nami także losowały obrończynie tytułu i przypadło im stanowisko nr 51, także w sektorze SHIMANO. Później przyszła nasza kolej i rękę do woreczka z losami wkładam ja. Już po otwarciu pudełeczka widzę, jak na odwrocie przebija napis SHIMANO. Rozwijam karteczkę, a tam PEG 52.
Po opuszczeniu podestu potwierdzamy nr stanowiska i odbieramy drobne upominki od organizatorów.
Jak się potem okazało, z lewej strony mamy panie z Holandii, a z prawej dwie Polskie ekipy (na 53 ,,Carp Team Darius” i na 54 ,,Wind Carp Team”). Dalej był mały cypel i nie wiedzieliśmy kto siedzi na kolejnych stanowiskach. Chyba pierwszy raz w historii zdarzyło się, że trzy Polskie ekipy ulokowały się obok siebie. Tego dnia były już tylko rozmowy z innymi polskimi drużynami trwające do późna, kto gdzie wylosował i jakie to miejsce. My byliśmy bardzo zadowoleni z naszego stanowiska, które miało być łowne. Dodatkowo bliskość mistrzyń ułatwiała podpatrywanie, jak one sobie radzą w trudnych warunkach, w których przyszło nam łowić. Tego dnia nie można było jeszcze pojechać na stanowisko i musieliśmy czekać do następnego poranka. Z samego rana ok. godziny 7 ruszyliśmy na nasze miejsce i już po dotarciu byliśmy zaskoczeni, ponieważ samochód musieliśmy zostawić na parkingu, a cały towar i sprzęt transportować na pontonie brzegiem lub nosić ok 200 m. Szybka narada, i tak jak inne polskie ekipy pompujemy ponton i robimy cztery kursy ze sprzętem. Niestety wydłużyło to znacznie czas rozbicia obozowiska.
Na stanowisku naszym oczom ukazała się duża woda z bojkami ustawionymi przez organizatorów na odległości 250 m. Koło godz. 13-tej odbyła się rejestracja pontonów oraz elementów bezpieczeństwa.
Punktualnie o 14 ze stanowiska obok, czyli numeru 51, organizator Ross Honey wystrzałem z rakiety otworzył World Carp Classic 2014. Dopiero wtedy wszyscy wskoczyli w swoje mniejsze i większe pontony w celu sondowania dna, i szukaniu oczek w gęsto porośniętej roślinności wodnej, której tu nie brakowało. W słoneczny dzień dno w wodzie czystej niczym kryształ widoczne było na 5 metrów. Niektórzy szukali odpowiednich miejsc nawet dwie lub trzy godziny. Swoje markery ustawiliśmy na różnych głębokościach i odległościach. Nęcenie przebiegało sprawnie. Do wody poleciały kule zanętowe z mieszanką ziaren, oraz duży pellet i kulki o rozmiarze 20 mm.
Zestawy powędrowały do wody, a my mogliśmy już siedzieć i wpatrywać się w przepiękne widoki. Po dwóch dobach nadal nie mieliśmy ryby w łowisku, łowiły za to stanowiska w innych częściach zbiornika. Liczyliśmy na zmianę pogody i wiatru, bo dotychczas wiało nam w plecy. Trzeciego dnia od rana zanosiło się na burze, która krążyła już nad górami. Po południu rozpętała się na dobre. Trwała trzy godziny, faktycznie zmieniając kierunek wiatru, który wywołał fale sięgające pół metra.
Nie obyło się bez awarii .Przepaliły się styki przełącznika jazdy silnika od pontonu, uszkadzając także przewody elektryczne. Byliśmy przygotowani na takie zdarzenia i szybko naprawiliśmy przewody, a przełącznik przełożyliśmy z drugiego zapasowego silnika o mniejszej mocy.
Zawody zakończyły się w sobotę o godzinie 8 rano. Niestety nie mieliśmy kontaktu z karpiami, ale nie to było najważniejsze. Wróciliśmy zadowoleni, z bagażem doświadczeń ,który będzie procentował w ciągu następnych lat. Chciałbym pogratulować zwycięzcom i innym polskim drużynom, w szczególności Wind Carp Team, za wygranie naszego sektora.
– Mariusz
Obserwuj nas