Piątego października zdecydowaliśmy z Marcinem, że odwiedzimy starą żwirownie koło Eindhoven w której pływa bardzo mało karpi, ale za to można trafić duże ryby.Wiedzieliśmy, że możemy te dni spędzić bez pika, ale długo odkładany wyjazd nad tą wodę udało nam się zrealizować. Pierwsza doba zgodnie z przewidywaniami nie przyniosła brania, ale sześć zestawów na różnych głębokościach dawało nadzieję. Drugiego dnia zrezygnowani i lekko podłamani pogodą, która była bardzo niestabilna z silnym wiatrem i skaczącym ciśnieniem, postanowiłem jeden z zestawów przenieść na górkę, trzydzieści metrów od zestawu Marcina. Na włos powędrowała Caryca Invadera podbita popupem z pva. Tak przygotowany zestaw wywiozłem pontonem w zanęcone miejsce. Po 2 godzinach na Marcina wędce rozległ się pojedyncze pi pi za moment drugi raz to samo i cisza. Pomyśleliśmy że weszły leszcze. Minutę później te trzy pikniecia i odjazd na moim kiju, których nie zapomnę nigdy. Szybko wskoczyłem w ponton i po długiej walce, mam go w podbieraku. Pierwsza ocena jakieś 15 kg, ale gdy próbowałem wciągnąć podbierak do pontonu zaświeciły mi się oczy, pierwszy raz nie miałem siły. Zacząłem krzyczeć do Marcina mamy 20++++. Waga pokazała 20.20 kg. W trakcie sesji wysiadł nam jedyny telefon gdzie mieliśmy aparat. Na szczęście łowiący w pobliżu holender, pożyczył nam swój telefon, a zdjęcie wysłał na meila. Jest to największa moja holenderska ryba. Ten dzień pozostanie długo w mojej pamięci.
-Przemek
Obserwuj nas